Diana+ 35mm

W oczekiwaniu na wywołane slajdy pozwolę sobie zamieścić kolejną techniczną notkę.

Doha, Qatar - Fuji Pro 400H, Autor: Paulina

Być może ktoś zauważył, że ostatnim razem wrzuciłem jedno zdjęcie, które nie dość, że nie było moje, to nie było nawet kwadratowe.
Dwa lata temu Paulina zakupiła sobie jeden z bardziej popularnych modeli aparatów produkowanych pod szyldem "Lomography", mianowicie Dianę +. Plastikowy sprzęcik waży tyle, co nic i jest banalnie prosty w obsłudze - choć, wstyd to mówić, totalnie nie mogę sobie z nim poradzić i do tej pory nie zrobiłem nim chyba ani jednego poprawnego zdjęcia (w przeciwieństwie do Pauliny rzecz jasna). Diana + połyka filmy szerokoobrazkowe (120) a wypluwa z nich coś, co niestety nie zawsze jest warte wydania tych 15-20PLN za rolkę. Ostatnim razem skarżyłem się już na drożejące filmy, więc nie będę się powtarzał, ale w przypadku Diany dochodzi jeszcze wywoływanie filmu 120, które także jest droższe..
W moim inwentarzu, oprócz Hasselblada jest małoobrazkowy dalmierz Fed 5B i zakupiona całkiem niedawno podwodna Minolta Weathermatic 35DL. Oba te aparaty są dość ciężkie jak na miesięczny wyjazd z plecakiem a Paulina nieszczególnie za nimi przepada, więc wymyśliłem, że może warto byłoby wepchnąć w jakiś sposób dłuższe i tańsze filmy 35mm do średnioformatowej Diany. Da się zrobić?
Oczywiście, że się da. W końcu Lomography ma w swojej ofercie nawet specjalną "dupkę" do takich zastosowań. Pytanie tylko czy zakup tego gadżetu jest konieczny?
Jeśli masz pod ręką 150PLN na kawałek plastiku (nie zapomnij jeszcze o kolejnych 125PLN na przystawkę do skanowania) i zależy Ci na wygodzie, to czemu nie.. Osobiście jednak, zamiast wydawać te 150PLN wolałbym sobie kupić coś zupełnie innego lub dołożyć jeszcze parę złotych i kupić Sprocket Rocket, który jest jedynym aparatem Lomo poza Horizonem Perfekt, którego przyznam, że chciałbym mieć. Z taką postawą przystąpiłem więc do kombinacji.

Niezbędne materiały:
- Chusteczka higieniczna
- Taśma izolacyjna
- Film 135


Jak widać na zdjęciu powyżej, jedyne co trzeba zrobić to umieścić równo złożone kawałki chusteczki pomiędzy  filmem a ściankami komory tak, by dokładnie wypełniły pustą przestrzeń. Taśmy izolacyjnej potrzebujemy aby zakleić dziurę w "dupce" Diany (wiem, dziwnie to brzmi, ale tak to sobie nazywam..), przez którą w przypadku filmu 120 mamy podgląd na numer aktualnie przewijanej klatki. Moja propozycja to zaklejenie okienka zarówno od wewnątrz jak i od zewnątrz i to najlepiej dwukrotnie. Przy pojedynczym zaklejeniu będziecie mieć taki oto prześwit na każdym ze zdjęć:

New Delhi, India - Fuji Superia 400, Autor: Paulina

Po wykonaniu zdjęcia przekręcamy pokrętło przesuwu filmu o minimum 360st i jesteśmy gotowi do kolejnego. Aby mieć pewność, że nie nałożymy klatek, można przesuwać o 360 + dodatkowe 180st - wówczas na małoobrazkowej kliszy zmieści się nam spokojnie 18-19 zdjęć. Nie jest więc to jakaś super różnica w stosunku do filmu 120, na który wejdzie do 16 klatek, ale pamiętajcie, że małą kliszę można kupić już za marne 3PLN i eksperymentować do woli.

Jedyny mankament w całej tej zabawie to problem ze zwinięciem filmu, gdy dojdziemy do ostatniej klatki. Film typu 120 uzbrojony jest, jak wiemy, w nieprzepuszczający światła papier i, po przewinięciu go z jednej szpulki na drugą, możemy go śmiało wyciągać z komory bez obawy o zaświetlenie. Aparaty średnioformatowe pozbawione są więc możliwości zwijania filmu na pierwotną szpulę, bo zwyczajnie tego nie potrzebują. W przypadku filmu typu 135 po ostatniej klatce musimy zamknąć się zatem w ciemni (ja używałem do tego celu łazienek i toalet w knajpach, uszczelniając uprzednio szpary w drzwiach ręcznikiem), otworzyć komorę filmu i wciągnąć film ręcznie do kasetki. Kto pamięta erę kaset magnetofonowych będzie zachwycony, choć ołówek nie jest konieczny ;)

Kathmandu, Nepal - Kodak Kodacolor Gold 400, Autor: Paulina

Czy o czymś zapomniałem? Jeśli wszystko zrobiliśmy jak należy i mamy gotową rolkę wywołanego już filmu, to pozostaje nam go jedynie zeskanować.
Tutaj akurat postawiłem na wygodę i skusiłem się na zakup wspomnianej już przystawki do skanowania zwanej Digitaliza. Nie jest niestety tak rewelacyjna jak ją reklamują - niech nikt nie myśli więc, że jakimś cudownym sposobem zeskanuje pełne 100% szerokości filmu, bo to zwyczajnie niemożliwe. No chyba, że skorzystacie z metody DIY, o której nieco poniżej. Używając Digitalizy na skanerach Epsona (V700) jedyne o czym trzeba pamiętać to ustawienie jej dokładnie na środku szyby, zachowując marginesy z każdej strony:


Jeśli chcemy zredukować koszty, możemy poradzić sobie także bez przystawki. Na dobrą sprawę można poradzić sobie nawet bez skanera, wykorzystując jedynie aparat cyfrowy. W taki sposób kilka lat temu, przy pomocy Pentaxa K10D, skanowałem usztywniony tekturową ramką film, który należało podświetlić od tyłu lampą błyskową. Choć robota była uciążliwa, wyszło rewelacyjnie i w przeciwieństwie do przystawki od Lomo dostałem nawet gdzieniegdzie pełne napisy z kliszy :)


Fed 5B, Ilford Delta 100


2 komentarze:

  1. Mi ostatnio chodzi po głowie zakup Diany Mini. Jestem ciekaw jak wyjdą kwadraty na filmie 35mm. Wielką zaletą tego aparatu jest jego wielkość. Spokojnie mieści się w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne jest to, że można z niej wycisnąć aż 72 zdjęcia. Gorzej zapewne z ich jakością.. A może na wakacje jakiś stary minox i film lomo 110? Chociaż z takim zestawem można by pewnie zostać posądzonym o szpiegostwo ;)

    OdpowiedzUsuń