Desert heat


Autor: Paulina - Doha, Qatar / Fuji Pro 400H

Po długiej przerwie jestem z powrotem!
Jeśli tylko mój słomiany zapał nie wypali się zbyt szybko, na bloga trafi wkrótce spora ilość zdjęć oraz historii z tegorocznych "wakacji". Przełom kwietnia i maja spędziliśmy bowiem z Pauliną w rozjazdach pomiędzy Katarem, Indiami i Nepalem.
Nie ma co ukrywać, te 28 dni było prawdziwą szkołą przetrwania a plan, jaki nam zgotowałem doprowadzał nas momentami do granic fizycznej i psychicznej wytrzymałości.
O niespodziankach i przygodach będę miał okazję jeszcze napisać a teraz przedstawię tylko kilka statystyk, które podsumują nasz tegoroczny wyjazd:

3 Kraje i 19 miast 
11 Lotów - 17220km i 30h spędzone w powietrzu 
10 Tras lokalnymi środkami - 1500km i 52h na drogach 
3 Pociągi (klasa sleeper) - 1600km i 26h spędzone w stanie agonii 

Łącznie w trasie (w pozycji siedzącej, stojącej lub leżącej) spędziliśmy 108h, czyli dokładnie 4 i 1/2 doby.

Przejdźmy jednak do konkretów.

Doha, Qatar - Kodak Portra 160

Kupując bilety na trasie Warszawa-Bombaj udało mi się znaleźć dość ciekawe połączenie jednymi z najlepszych linii, czyli Qatar Airways z 24-godzinną przesiadką w stolicy Kataru, Doha. Od dawna ciągnęło mnie w stronę bliskiego wschodu, więc nawet krótki pobyt nad zatoką perską wydawał mi się świetnym pomysłem.
W Doha znaleźliśmy się o 23 w nocy i po uiszczeniu opłaty wizowej w wysokości 100QAR (90PLN - płatność wyłącznie kartą) mogliśmy udać się do naszego hotelu.

Katar, wbrew moim obawom okazał się stosunkowo niedrogim miejscem. Największe wydatki to oczywiście hotel. W tym przypadku był to i tak najtańszy Fuda Hotel, który mogę jednak śmiało polecić. Z taksówkarzami oczywiście trzeba się targować i za dojazd z lotniska już po zbiciu ceny zapłaciliśmy 20QAR (18PLN), a miałem wrażenie, że to i tak zdecydowanie za dużo, jak na pokonaną trasę. Dojazd na lotnisko był z kolei nieco droższy, gdyż hala odlotów mieści się znacznie dalej i warto wziąć to pod uwagę planując godzinę wyjazdu. Lecąc, myśleliśmy również o pieszej wycieczce z/do portu ale brak przejść na megaszerokich ulicach, brak oznaczeń ulic i wysokie temperatury szybko wybiły nam to z głowy.

 Doha, Qatar - Kodak Portra 160

Doha wygląda trochę jak wielki plac budowy. Z jednej strony to nic dziwnego, zważając, że jeszcze 200 lat temu na tym skrawku pustyni nie było ani żywej duszy a przez większość czasu mieszkańcy Doha żyli z połowu ryb i pereł. Odkąd jednak nad zatoką pojawiła się waluta zwana petrodolarem krajobraz zaczął się zmieniać nie do poznania - żadna palma w Doha nie wyrosła tam bowiem naturalnie a trawę, nawadnianą przez specjalne ekipy, kładzie się z rolek.
Po co więc odwiedzać Katar? Chyba właśnie po to aby zobaczyć fenomen miast budowanych od zera, w miejscach, które nigdy nie były do tego przeznaczone. Doha ma w swoich ambicjach prześcignąć gospodarczo Dubai i ponoć wszystko jest na dobrej drodze aby tak się stało. Jedyne co może zastanawiać to co się stanie, gdy baryłki pełne ropy przestaną wypływać z zatoki? Czy takie sztuczne miasta mają szanse przetrwać bez ciągłego napływu pieniędzy czy może piaski pustyni dopomną się któregoś dnia o swoje?

Nawet jeśli kiedyś olbrzymie wieżowce obrócą się w pył, to typowo arabskie budowle będą towarzyszyć mieszkańcom zawsze. Jednymi z takich miejsc, są souqi, a w przypadku Doha konkretny Souq Waqif - największy i najstarszy targ, na którym można kupić wszystko, czego potrzeba do życia. My, po kilku godzinach spędzonych na szukaniu pamiątek i jedzeniu (wyśmienite i stosunkowo niedrogie kebaby/szaszłyki/kurczaki) zatrzymaliśmy się tam na shishę i obserwując leniwe życie zamożnych Katarczyków oddaliśmy się relaksowi aż do chwili wylotu.

Doha, Qatar - Kodak Portra 160

Przykładowe ceny jak i więcej zdjęć postaram się zamieścić, gdy dotrą już do mnie wywołane slajdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz