I ♥ HK

Mong Kok - Fuji Provia 400X (@800)

Po wielu trudach wreszcie udało mi się zeskanować nieco zdjęć z październikowego wyjazdu. Zostały mi jeszcze 3 rolki slajdów (w tym jedna Pauliny, która w tym roku zaopatrzyła się w lomo-Diankę). Wszystkie zdjęcia z Hong Kongu już w każdym razie mam, więc przynajmniej kilka z nich zaprezentuję :)

Hong Kong Island - Fuji Provia 400X

Przy okazji tego posta miałem zamiar zareklamować usługi pewnego Pana, u którego wołam slajdy ale, niestety akurat tym razem dał ostro popalić, więc z reklamy nici.. Kilka klatek mam mocno pogiętych, na kilku innych są plamy, ta powyżej z kolei została chamsko przycięta nożyczkami w prostokąt (woda czarna, więc nie widać było gdzie się kończy, ale wiadomo, że miał być kwadrat..).
Z drugiej strony jednak kilka filmów miałem dość "problematycznych", np poniższą Provię 100F, którą trzeba było wywołać jako 800 i na mój gust wyszła miodzio, więc są też i plusy tego zlecenia.

Tsim Sha Tsui - Fuji Provia 100F (@800!)

A propos reklamy.. Muszę tu przytoczyć małą historię, być może niezwiązaną wcale z Hong Kongiem ale z genezą poniższego zdjęcia jak najbardziej :)
Odkąd pamiętam jestem fanem (a może raczej odbiorcą?) zabiegu, który od jakiegoś czasu znany jest jako 'product placement'. Kto wie ten wie, a kto nie, ten musi się dowiedzieć, że polega on na umieszczaniu np. w filmach produktów, które później my, widzowie, chcemy mieć, by dodać sobie nieco prestiżu. Niespecjalnie chce mi się badać źródła powstania tego typu "przemyconej" reklamy, ale nie sądzę, by pół wieku temu ktoś płacił Steve'owi McQueenowi lub Mastroianniemu za noszenie moich (!) okularów albo by Antonioniemu dali w łapę by w swoim brytyjskim hicie wcisnął akurat mój (!) aparat ;) Oczywiście trochę sobie z tego żartuję, ale jak już wspomniałem, lubię wyszukiwać takie smaczki, które w moim mniemaniu dodają nieco magii martwym przedmiotom. I tak, zbliżając się do końca opowieści i nawiązując kolejny raz do Antionioniego, bedąc w Hong Kongu przypomniało mi się jak kilka lat temu zmuszaliśmy się z kolegą Bartkiem do picia przeokropnego w smaku piwa San Miguel. Kupiliśmy sobie po wielkiej butelce (San Miguel jako jedno z nielicznych piw jest sprzedawane w butelkach 1l) i wlewaliśmy w siebie tylko i wyłącznie dlatego, że w "Zawodzie: Reporter" w jednej ze scen przejeżdżał autobus z reklamą wspomnianego browaru.

Tsim Sha Tsui - Fuji Provia 400X

Ktoś kiedyś powiedział, że dobra fotografia mówi więcej niż tysiąc słów. Ilekroć sobie to przypominam, robi mi się wesoło, bo zdjęcie zwykłej ciężarówki opatrzyłem właśnie dwustu-szesnastoma.. Na szczęście nie mam aspiracji do bycia Henri Cartierem Bressonem, którego jedno z najbardziej znanych zdjęć sprzedało się dziś za 433 000 euro, więc pozostaje mi robić moje ciasne kwadraty, na których być może tylko ja widzę cały ten świat skojarzeń i odniesień. A w przypadku Hong Kongu na prawdę jest do czego odnosić.
Hong Kong to miasto na w pół sterylne a na w pół iście cyberpunkowe. Ciemne uliczki, brudni ludzie pracujący w pocie czoła, obdrapane ściany Kowloonu, wszystko to w świetle neonów wygląda jak makieta z planu Łowcy Androidów. Eh no, nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że w Łowcy Deckard zamawia Tsing Tao ale o dziwo dostaje flaszkę wódki zamiast słynnego w całych Chinach piwa w zielonej puszce. Wspomniane piwo kosztuje tu w Hong Kongu 8HK$, co jest ceną prawie 2x wyższą od tego, co płaci "Chińczyk kontynentalny" tuż za granicą. Ogólnie jeśliby patrzeć na ceny Hong Kong jest miastem dość drogim - może minimalnie tańszym niż Seul czy Singapur, ale wieloktronie droższym niż Szanghaj, który i tak ostrzy zęby na pozycję drogiego miasta. Wróćmy jednak do cyberpunku, piw i neonów..
Jednym z pierwszych cyberpunkowych dzieł z jakimi się spotkałem była Akira. Anime jest jednym z najlepszych filmów jakie widziałem a 19 tomów mangi od prawie 12 lat dumnie stoi na mojej półce :) I skłamalbym gdybym powiedział, że od tego zaczęła się moja miłość do Azji jako takiej (tak na prawdę były nią filmy kung fu), niemniej to dopiero dzięki Akirze światła neonów zaczęły do mnie mrugać. Po co o tym wspominam? Ano, dopiero w Hong Kongu udało mi się kupić piwo (tak, znowu będzie o piwie..) YEBISU, którego poszukiwałem od kilku ładnych lat. No i tak, kupiłem ale nie wypiłem! Pakując się, zostawiliśmy w hostelu słynne (dla mnie) YEBISU, którego reklama jest w Akirze na jednym z wielkich neonów, z przyczyn właściwie mi niewiadomych. Być może, jak mówi Paulina, nie jest mi dane je wypić - zwłaszcza, że była to już druga okazja w życiu (kiedyś widziałem je w Smakach Świata ale gdy wróciłem nazajutrz, to już nie bylo)..
Co jednak zabrałem z Akiry do Hong Kongu, to, oprócz japońskiego piwa, bzyczenie wspomnianych neonów. Tak jak w Chinach latem brzęczą cykady, tak w Hong Kongu cały rok brzęczą neony. Tuż nad głowami setki szklanych rurek wypełnionych gazem elektryzują powietrze śmiejąc się z lamerskich diod LED. To jest oldschool!

Mong Kok - Fuji Provia 400X

Myślę, że to by było na tyle tego hongkongijskiego wątku o piwach, Akirze i product placemencie. W dalszych odsłonach będzie już bardziej konkretnie :)
Dobrejnocy!

Mong Kok - Fuji Pro 400H