The Tioman Diary

Pulau Tioman. Leżąca na morzu południowo-chińskim malezyjska wyspa to kolejny z celów jakie obraliśmy podczas naszej podróży. Prawdę mówiąc przeprawa z KL na wyspę była jedną z bardziej skomplikowanych, bo żadna z informacji, które wyczytałem uprzednio w sieci nie okazała się pomocna.
W skrócie mówiąc, by dostać się na Tioman trzeba pokonać trasę z Kuala Lumpur do Mersing (30PLN) a z kolei w Mersing złapać prom na wyspę (70PLN). Odległość między miastami to niecałe 400km, które autobus pokonuje w 5 godzin a z kolei podróż między Mersing a wyspą trwa ok. 1,5 godziny, choć to zależy, na której z plaż planujemy się zatrzymać..

Gdzieś na trasie.. - Fuji Provia 400X

Pierwsze kłopoty to Kuala Lumpur samo w sobie. Zdążyłem już wspomnieć, że nie jest ono miastem szczególnie przyjaznym dla przybyszów. Google podpowiedziało nam, że promy na Tioman pływają trzy razy dziennie, ale podróżując z KL trzeba wyjechać dość wcześnie by załapać się na ostatni z nich. Wbrew informacjom w przewodnikach autobusy do Mersing wcale nie jeździły z Puduraya Bus Station znajdującego się w samym centrum miasta a z usytuowanego na jego obrzeżach Terminalu Bersepadu Selatan. Niby żaden problem ale mając niewiele czasu ostatnie o czym marzyliśmy to tego typu niespodzianki i przeprawy przez miasto, w którym metro i ulice oznaczone są językiem nieznanym nawet w barze w Mos Eisley. Może to słabe porównanie, ale polecam spróbować przeczytać cokolwiek po malajsku na głos ;)
Tak czy inaczej na autobus cudem zdążyliśmy i z nowoczesnego dworca przypominającego raczej lotniskową halę odlotów wyjechaliśmy w stronę wybrzeża.

Kampung Air Batang, Tioman - Fuji Velvia 100

Po dotarciu na miejsce biuro miejscowego przewoźnika wodnego zaskoczyło nas informacją o zbliżającym się odpływie w związku z którym promy nie mogły już tego dnia zabrać pasażerów na wyspę. Z początku nie wiedzieliśmy czy to do końca prawda i czy może powinniśmy się udać do innego biura ale zmęczeni podróżą daliśmy za wygraną i zaklepaliśmy zarówno miejsca na promie jak i domek w polecanym przez panią Panuba Inn. Sytuacja śmierdziała mi z początku przeokrutnie - w końcu nie taki był plan a postój w Mersing skróciłby jednocześnie nasz pobyt na Tioman. Szczęśliwie jednak tylko dzięki zaistniałej sytuacji udało nam się trafić na malutką ale za to spokojną i niezwykle malowniczą Panuba Beach zamiast na popularną ABC Beach czy jak kto woli Kampung Air Batang, którą wybrałem sugerując się przychylnymi opiniami w sieci. Kolejny dowód by nie ufać backpackerom.
Szybko odkryliśmy jeszcze jeden plus niespodziewanego postoju, mianowicie atmosferę miasteczka. Po opuszczeniu biura przewoźnika odnaleźliśmy Riverside Hotel - niewielki hotelik obsługiwany przez zabawnego pana przypominającego Jimmy'ego Wah z Good Morning Vietnam, gdzie udało mi się wytargować luksusowy pokój za 70PLN za noc. Mimo najładniejszej bazy jaką mieliśmy podczas całej podróży szybko uciekliśmy na zewnątrz by poszukać jedzenia i powdychać powietrze tej nadmorskiej mieściny, która szybko skradła nasze serca. Może to za dużo powiedziane, ale jakimś cudem, to właśnie tam poczuliśmy błogi spokój, klimat lata jak to się mówi.. Klimat słonecznej mieściny, której pastelowe niskie budynki przywodziły mi na myśl Amity Island znaną ze "Szczęk" Spielberga ;) Aż nam się zamarzyło by zamieszkać w takim miejscu, kupić łódź i żyć z dala od wielkomiejskiego zgiełku..

Pulau Tioman - Fuji Velvia 50

Trochę odbiegnę teraz od tematu ale dziwnym przypadkiem "Szczęki" towarzyszyły nam przez znaczną część tegorocznej wyprawy. Pomijając pachnące morzem Mersing, na "Szczęki" natknęliśmy się w KL podczas wizyt w jednym ze sklepików, gdzie za ladą wypatrzyłem karty do gry promujące "Szczęki 3" - wyprodukowane przez U.S. Playing Card Company z Cincinnati w Ohio. Z tej samej firmy dawno, dawno temu zakupiłem dla siebie talię Tally Ho, którymi Paul Newman grał w "Żądle" oraz słynne Bicycle Rider Back dla Pauliny, które od dekad gościły na ekranach i miały swoje cameo zarówno we wspomnianym "Żądle" jak i uznawanym za najlepszy karciany film - "Cincinnati Kid". Tak więc miło było mi odnaleźć karty wyprodukowane prawdopodobnie w celach reklamowych (film z 1983 roku), które wysłano z Ohio aż na drugi koniec świata, bo sens sprzedawania ich na zachodzie już dawno przepadł. Jedna talia musiała zatem trafić do Bartka w nawiązaniu do zdjęć, które sobie robiliśmy ładne 4 lata temu. W innym sklepie udało mi się też kupić karty ze "Szczęk 1" ale ich producentem jest jakieś przedsiębiorstwo z okolic Batu Caves, więc chcę wierzyć, że chociaż te pierwsze są oryginalne.
"Szczęki" prześladowały nas też wcześniej przy okazji plażowania w Hong Kongu w obecności siatek na rekiny oraz później gdy w Macau zawitaliśmy do kasyna Grand Lisboa i spędziliśmy dwie godziny przy wielkiej maszynie z logo "JAWS", która co chwile wygrywała słynny motyw Johna Williamsa podczas gdy my przegrywaliśmy pieniądze..

Panuba Inn, Tioman - Fuji Velvia 100

Po wyjątkowo przyjemnej nocy opuściliśmy nasz piękny pokój i wsiadając na prom pożegnaliśmy Mersing, którego atmosfera na długo zapadnie nam w pamięć. Leniwe miasteczko zaraziło mnie na tyle, że wreszcie zacząłem odczuwać prawdziwą przyjemność z czytania mojej drugiej powieści Huntera S. Thompsona, której ekranizacja trafiła niedawno na polskie srebrne ekrany. Najbliższe 3 dni po opuszczeniu portu rumem co prawda zakrapiane nie były, ale plaża, palmy i zimna Corona w dłoni były dokładnie tym, o czym marzyłem.

Panuba Inn, Tioman - Fuji Velvia 50

Panuba Inn okazało się wymarzonym miejscem na spędzenie tych kilku relaksujących dni. Domki na palach usytuowane na skraju wzgórza - z każdego z nich widok na turkusowe morze, do tego palące (dosłownie) słońce, jedna restauracyjka, w której co chwilę zamawialiśmy pyszne ryby i moją ulubioną wołowinę.. Właściwie nie mógłbym chcieć więcej. Ludzi niewiele. Plaża może też niewielka ale kawałek dalej znajdowała się długa Monkey Beach, którą odwiedzały jedynie małpy i dwumetrowe warany, które mimo, że płochliwe, były jednak dość przerażające.

Monkey Beach, Tioman - Fuji Velvia 100

Nie znam się na jaszczurkach ale oglądałem programy o waranach z Komodo i, powiem szczerze, że nie widzę różnicy między waranem z Komodo a waranem z Malezji, który też sięga do 2,5m długości. Trzy ponad metrowe spotkaliśmy w pobliżu naszej plaży a dwa giganty spotkałem będąc samemu na niewielkim wysypisku śmieci niedaleko lotniska (ponad 1h drogi od naszych domków). Mógłbym przysiąc, że każdy z nich miał ponad 2 metry długości i jadły jakąś padlinę z worków a ostatnią rzeczą, o której wówczas marzyłem było znalezienie się w ich menu. Widok skutecznie odstraszył mnie od kontynuowania mojej eskapady w kierunku lotniska - i chyba całe szczęście, bo gdy wracałem, słońce chyliło się ku zachodowi a przejścia między wioskami na wyspie prowadzą przez gęstą dżunglę. Nie chcę brzmieć zbyt poważnie, ale wspinając się po ścieżkach w gąszczu, z którego w każdym momencie może coś wyskoczyć nie należało do przyjemności - zwłaszcza po ciemku.

Panuba & Monkey Beach, Tioman
Fuji Velvia 50 / Fuji Astia 100F (@50)


W zasadzie w sąsiadujących wioskach byliśmy tylko dwukrotnie ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że po tej stronie wyspy nasza okolica była zdecydowanie najlepsza do wypoczynku. Podobnie też w kwestii samej plaży i dna morskiego - wszędzie na południe od Panuba Beach dno było pokryte skamieniałymi koralowcami, które odkrywały się wraz z odpływem. Wokół Panuba koralowce oczywiście też były - to wśród nich pływaly najpiękniejsze ryby, które podglądaliśmy przez maskę ale cofnięcie się wody popołudniu wcale nie oznaczało końca pływania, bo rafa znajdowała się w bezpiecznej odległości od brzegu. Najwyraźniej sąsiednie wioski zdawały sobie z tego sprawę i co jakiś czas pojawiały się taksówki wodne z kimś, kto nie miał domku na Panuba a chętnie korzystał z jej plaży.

Panuba Beach, Tioman - Fuji Velvia 50

Przyznam, że chciałbym napisać więcej ale nasz czas spędzony na Tioman rozkładał się głównie na opalanie, pływanie, jedzenie i czytanie. Z początku ciężko mi było namówić Paulinę na snorkeling ale, prawdę powiedziawszy, sam chyba nie bardzo potrafię pływać z rurką. Zasadniczo pływanie w ogóle nie jest moją dobrą stroną ale opłynąłem wysunięte w morze molo z czego byłem niezmiernie dumny - zwłaszcza, że z góry wydawało się, że woda może być głęboka na max 2 metry, podczas gdy w rzeczywistości przykryłaby mnie trzykrotnie a samo molo ku mojemu zaskoczeniu kryło pod sobą niezliczone ilości kolorowych ryb. Możemy więc powiedzieć, że nurkowanie było, motorówką też pływaliśmy, były wyprawy w głąb wyspy i spotkania z dzikimi zwierzętami.. :)
W tej chwili jedyne o czym marzę to aby w następne wakacje choć na chwilę wylądować w miejscu takim jak to.

Tioman - Fuji Velvia 50

Na koniec zostawiłem sobie jeszcze dwa zdjęcia, które były moimi pierwszymi zrobionymi na Tioman. Pierwszej nocy była akurat pełnia i stwierdziłem, że w momencie gdy księżyc wyłoni się zza wzgórza i oświetli plażę, wyjdę z naszego domku i zrobię kilka nocnych zdjęć z długim czasem ekspozycji. To moja pierwsza taka próba i jestem z niej całkiem zadowolony. Było ok. pierwszej w nocy i pierwsze ze zdjęć naświetlałem 20 minut. Czas przy drugim z nich to 40 minut i praktycznie wystarczył on aby z środka nocy zrobić "dzień". Jedyna różnica to oczywiście ślady ruchu gwiazd i rozmyte fale na morzu. Ah, jeszcze do tego ta nieostrość, bo aparat stał na łódce zamiast na statywie a ja w tym czasie goniłem kraby po plaży ;)

20min @ f16 - Fuji Provia 400X

40min @ f16 - Fuji Provia 400X